Wywiad z Izabella Cieniuszek, uczestniczką czeskiego Perun SkyMarathon.

Strategia na kartoniku, wódka i żelki w plecaku

Iza, zajęłaś ostatnio 12-te miejsce w swojej kategorii w biegu Czech Energy Team Perun SkyMarathon, jednym z najtrudniejszych i najbardziej prestiżowych biegów górskich w Czechach. Ponad 300 zapisanych biegaczy, w tym około 20 z Polski. Dystans maratoński, 3400 metrów w górę i tyle samo w dół, piękne okolice Beskidu Śląsko-Morawskiego. Polska gwiazda biegów ultra, Natalia Tomasiak, która startowała razem z Tobą i zajęła 3. miejsce wśród kobiet, powiedziała że były to dla niej “bardzo ciężkie zawody” i że “kilkukrotnie zastanawiała się w trakcie, czy chce to kontynuować”. Co nakłoniło Cię do podjęcia tego nieprzeciętnego wyzwania?

Iza Cieniuszek: Szukałam właśnie takiej okazji! Uwielbiam skyrunning i ilość przewyższeń w tym biegu podziałała na mnie jak wabik. Lubię takie “wyrypy” w których jest mało biegania po płaskim, a dużo podchodzenia i zbiegów. To są właśnie te trasy, w których są korzenie, kamienie, błoto – krótko mówiąc: pot, trud, walka. Jednak uczciwie muszę przyznać, że utożsamiam się z tym, co mówiła Natalia – nigdy nic porównywalnie ciężkiego nie biegłam.

Jak wyglądały Twoje przygotowania?

Dużo dały mi wyjazdy w góry – w tym roku dwa – na których ostro ćwiczyłam podbiegi. Najwięcej dał mi chyba w tym roku 46-kilometrowy Bieg Leśnika w Porąbce. Dużo ostrych podejść, wspinania, prawdziwy “hardcore”.Bardzo owocne były również wszystkie treningi siłowe na sali zimą i wiosną na bieżni z M.I.L.A. – przysiady, wykroki. Sama też ćwiczyłam w domu bo przy podejściach ta siła jest bardzo ważna. Dodatkowo, razem z M.I.L.A. realizowałam też przygotowania kondycyjne, biegając w każdą sobotę w Magdalence. Co więcej, sięgam też indywidualnie po uniwersalne trasy z książki “Czas na ultra”, której autorem jest obecnie najlepszy w Polsce biegacz ultra Marcin Świerc FanPage. Oczywiście procentuje doświadczenie wszystkich biegów górskich z mojego życia. To, czego doświadczyłam i się nauczyłam podczas ostatnich 3-lat, to moje.

A specjalna dieta?

Na co dzień nie stosuję specjalnych diet. Przykładam jednak dużą wagę do okresu poprzedzającego starty. Mam złe doświadczenia np. z biegu w Porąbce, gdzie miałam problemy żołądkowe od 12 kilometra – nie wiem, czy ze stresu, czy z wysiłku, czy może po prostu coś mi zaszkodziło. Tym razem poszłam po rozum do głowy i przez 5 dni poprzedzający bieg byłam na diecie rozpisanej przez dietetyczkę. 90% lekkostrawnych węglowodanów – coś jak dieta szpitalna. Biały ryż, bułki kajzerki, gotowane warzywa. Zero tłuszczu. Chodziło o to, żeby układ pokarmowy był “lekki”. I faktycznie w dniu biegu czułam się lekka jak piórko.Jeśli chodzi o nawodnienie, używam wody z Orsalitem, żeby dostarczyć swojemu organizmowi odpowiedniej dawki minerałów. Kiedy jest gorąco, dzień lub dwa dni wcześniej rozpuszczam sobie go w wodzie i piję.

“Przez 5 dni poprzedzający bieg byłam na diecie rozpisanej przez dietetyczkę. 90% lekkostrawnych węglowodanów – coś jak dieta szpitalna. Biały ryż, bułki kajzerki, gotowane warzywa. Zero tłuszczu. Chodziło o to, żeby układ pokarmowy był “lekki”. I faktycznie w dniu biegu czułam się lekka jak piórko.”

Czy zdradzisz nam swoją strategię na ten bieg?

Nie była bardzo skomplikowana. Przejrzałem wyniki końcowe oraz międzyczasy z wcześniejszych edycji biegu. Były jednak rok do roku bardzo zróżnicowane – albo to efekt zmiany trasy, albo po prostu różnych warunków pogodowych. Na podstawie tej analizy określiłam mniej więcej, na jaki biegnę czas końcowy a jaki powinnam mieć na punkcie pomiarowym w jego połowie. Mam już taki sprawdzony patent, że strategię czasową spisuję sobie na karteczce, którą foliuję i chowam do plecaka. Potem w trakcie biegu, kiedy jest spokojniejszy odcinek, sięgam po nią i sprawdzam, jak mi idzie. Tym razem miałam ze sobą wyniki zwycięzców z poprzednich edycji i czas, który chciałam osiągnąć, żeby być w pierwszej dziesiątce. Założyłam tez sobie, że nie będę stawać na trasie – no cóż praktycznie się udało, poza jednym momentem.

Jaki zabrałaś ze sobą ekwipunek na zawody?

W plecaku miałem wódkę żołądkową (śmiech). Na wszelki wypadek, gdyby się zdarzyły problemy żołądkowe, w małej buteleczce po walerianie. Przez całą majówkę myślałam o pieprzówce (śmiech). W końcu kupiłam “gorzką”, ale na szczęście z niej nie skorzystałam. Prócz tego bukłak 1,5 litra z Orsalitem, trzy żele oraz małe żelki dietetyczne, suszone owoce mango, banan. Zabrałem też folię NRC i bandaż, choć nie były wymagane przez organizatorów oraz kurtkę przeciwdeszczową.

Opowiesz nam o samym dniu biegu?

Przyjechałam na miejsce sama, poszłam na małą przebieżkę. Zaraz potem był start. Nie było tłumów. Wyglądało to jak kameralna impreza. Na szczęście, pomimo niekorzystnych prognoz nic nie padało, było około 10 stopni w cieniu. Na trasie zero śniegu lub błota. Nie wiedziałam jak się ubrać, ale w końcu wybrałam krótkie spodnie, krótki rękaw i rękawki. To był trafny wybór, bo na podejściach w czymś cieplejszym pociłabym się jak mysz. Najpierw z 400 metrów biegu, potem nartostrada w górę na szczyt Javorovy. To pierwsze podejście było niezwykle strome – jedynie 1,8 km długości, ale prawie 1000 metrów w górę stromego stoku. Ten odcinek zajął mi aż 30 minut! Już na początku trasa skutecznie zweryfikowała moje plany. Pierwotnie chciałem pierwsze 17 km przebiec w 2 godziny 30 minut. Gdzie tam! Kiedy stanęłam na pierwszym szczycie, już wiedziałam, że było to utopijne myślenie. Potem było sześć gór (patrz mapka poniżej – przyp .red.), wszystkie podobne, wysokości ok. 1000 metrów n.p.m. Na koniec znów Javorovy, ale podejście od innej strony. To było coś niesamowitego, podejście bez drogi, stromym urwiskiem, na którym musiałam wciągać się po kępkach trawy, bo inaczej ześlizgnęłabym się w dół. Chwilami bardziej przypominało to po prostu górską wspinaczkę niż bieganie (śmiech). Właśnie wtedy na moment stanęłam, zgięłam się w pół, żeby odsapnąć … ale zaraz potem cisnęłam dalej!

Jak wyglądały punkty żywieniowe?

Były cztery punkty. Na pierwszym tylko woda i izotonik. Na kolejnych Pepsi, na jednym z nich wypiłam aż 4 kubeczki “pod korek”, jednym haustem. Czesi są jednak niezwykli… na punktach mieli zwykłe alkoholowe piwo w małych kubeczkach, a do tego żelki i krojoną w plastry kiełbasę. To wszystko było świetne, ale nie skorzystałam, bojąc się o żołądek. Za każdym razem stawałam, żeby się napić a na trzecim punkcie napełniłam też bukłak w plecaku.

Czesi są jednak niezwykli… na punktach mieli zwykłe alkoholowe piwo w małych kubeczkach, a do tego żelki i krojoną w plastry kiełbasę. To wszystko było świetne, ale nie skorzystałam, bojąc się o żołądek. “

Twoja Prognoza czasu końcowego się sprawdziła?

Zupełnie nie (śmiech)! Wynik, który sobie zaplanowałam, był wynikiem … zwyciężczyni. Ukończyłam bieg w 7 godzin i 13 minut i to faktycznie był 12-ty czas w mojej kategorii (Natalia Tomasiak – Górski Styl była 3. kobietą z wynikiem 5:23, zaś cały bieg wygrał Woch Marco DeGasperi z czasem 4:07 – przyp. red.). W tego typu biegach, w których nie zna się zupełnie trasy, a co roku notuje się w nich inne rezultaty, niełatwo o trafne przewidywania. Przed samą metą, przy zbiegu z Javorovego ścigałam się jeszcze z dwoma Czeszkami, jedną wyprzedziłam, potem oczywiście gratulowałyśmy sobie za metą. Zaraz potem pomyślałam sobie “Było naprawdę ciężko… chyba tu już więcej nie przyjadę”. Choć potem zaczęłam się zastanawiać się, czy by jednak nie spróbować ponownie (śmiech).

Gdybyś miała zmierzyć się z biegiem jeszcze raz, co byś zrobiła inaczej – przed i w trakcie biegu?

Może próbowałabym ćwiczyć więcej podejść – na przykład na Górce Szczęśliwickiej (w Warszawie – przyp. red.), czy trenować odpowiednie partie mięśni w domu i na treningach M.I.L.A. z Ania Jakubczak. Czesi ewidentnie wyprzedzali mnie na podejściach, to było niezwykle, zastanawiałam się jak oni to robią. Chyba sporo trenują w górach. I to pewnie klucz do poprawienia wyniku.

Jakie plany skyrunningowe na najbliższą przyszłość?

W sierpniu bieg po Tatrach Słowackich, 50 kilometrów, 3000 metrów przewyższeń. We wrześniu bieg na Chopok na Słowacji, również dystans maratoński. To też będzie prawdziwa wyrypa!

Czy opowiesz nam na koniec trochę o sobie jako biegaczce? Jak to się zaczęło?

Nie mam bardzo długiego stażu biegowego. Sport aktywnie uprawiam od 11 lat, różne życiowe sytuacje zmotywowały mnie do tego, żeby zacząć jeździć na rowerze. Na początku ze znajomymi w weekendy, potem coraz częściej i coraz dłuższe trasy. Potem pierwsze imprezy kolarskie na Mazowszu, następnie w górach. No i weszłam w towarzystwo górskich kolarzy. Podobał mi się klimat tych wypraw – 8-9 godzin bez przerwy w górę i w dół: błoto, deszcz, trud. Tam, gdzie inni się poddawali, ja potrafiłam cisnąć dalej. Płakałam z bólu, ale nie poddawałam się. Wygrywałam dzięki wytrzymałości i odporności psychicznej. W pewnym momencie nawet załapałam się do profesjonalnego zespołu MTB i zaczęłam zarabiać na zawodach. Regularne treningi, rajdy, profesjonalna punktacja, trenerzy, wsparcie. Wygrywałam różne zawody. W końcu jednak mi się to znudziło. W zimie, kiedy rower szedł w kąt, chodziłam biegać, aby utrzymać formę. Początkowo “jak za karę” w butach do tenisa, potem zaczęło mi się podobać.

“Podobał mi się klimat tych wypraw – 8-9 godzin bez przerwy w górę i w dół: błoto, deszcz, trud. Tam, gdzie inni się poddawali, ja potrafiłam cisnąć dalej. Płakałam z bólu, ale nie poddawałam się. Wygrywałam dzięki wytrzymałości i odporności psychicznej.”

Ale czy był jakiś impuls, który popchnął cię w kierunku biegania?

Właśnie tak! Jakieś trzy lata temu przydarzył mi się maraton w Bieszczadach. Pojechałam ze znajomymi na rower, oni brali udział w zawodach, ja tylko kibicowałam. Na drugi dzień był natomiast właśnie ten bieg. Pojechałam na niego na rowerze 15 km, zostawiłam rower w depozycie, przebiegłam i wróciłam do znajomych znów na dwóch kołach. Nie mogłam potem chodzić, ale to było super! Zupełnie inny klimat niż na wyścigach rowerowych, bardziej moim zdaniem “na luzie”, bez takiego ciśnienia na wyniki. Zaczęłam się zapisywać na imprezy biegowe, szczególnie górskie. I tak ruszyło! Teraz wolę wyjść biegać niż przejechać się rowerem. Z przyjemnością również uczestniczę w treningach M.I.L.A. oraz zawodach biegowych, łącząc je skutecznie z życiem prywatnym i zawodowym.

Dziękuję za rozmowę.

Izabella Cieniuszek: zawodniczka klubu Masters Iwiczna Live Athletics (M.I.L.A.), założonego przez olimpijkę Ania Jakubczak i jej męża Darek Pawelec.Od ponad 10 lat trenuje kolarstwo górskie (m.in. w ramach Torq Superior MTB Team czy teamu Blachy Pruszyński). Od trzech lat czynnie trenuje bieganie, startując w zawodach, m.in w biegach górskich.

Wywiad przeprowadził Kazimierz Żurek z M.I.L.A.